Popielate, ponure niebo jakby okrywa swoją płachtą niegdyś błękitne sklepienie, w które zawsze tak bardzo kochałem się wpatrywać. Śnieżnobiały dywan skrzypiał cicho pod stopami, a wklęsłe ślady ciągnęły się za mną długą, cienką i krętą ścieżką. Wielkie drzewa rzucały szare cienie, przepuszczając niewielkie ilości światła na białą ziemię, a jasne, puchate płatki śniegu otuliły moją skórzaną kurtkę i kruczoczarne włosy.
Chciałem uciec. Uciec jak najdalej. Cicho zniknąć... Nikt nie zauważy, nawet ON.
Skierowałem się w stronę leśnego, zmrożonego jeziorka. Kiedyś ja i Meto przesiadywaliśmy tam godzinami rozmawiając, pisząc, śmiejąc się, a czasem nawet śpiąc pod gołym niebem, pod ciepłym kocem, przy gorącu naszych rozpalonych ciał. W tym miejscu wyznałem mu miłość. Przyszło mi to nad wyraz trudno... Nieprzespane noce zajęte ciągłym rozmyślaniem nad moimi uczuciami, rozpadające się serce, które z każdą następną minutą niepewności bolało coraz bardziej.
Jednak odważyłem się to zrobić, a wszystkie moje złe przeczucia zostały rozwiane przez jego gorący oddech...
Głuchy szum wiatru obijającego się o lód przyjemnie drażnił uszy, dając mi długie chwile na ucieczkę przed otaczającym mnie światem. Chciałem zapomnieć o wszystkim, chociaż na krótką chwilę. Chciałem, mimo tęsknoty, zostać samemu sobie. Lecz czyż z tęsknoty nie można umrzeć?
I znów poczułem to nieznośne ukłucie w sercu... Czyli jednak go kocham? Czy nadal go kocham?
- P-przepraszam...- wyszeptałem, po czym przysiadłem pod najbliższym drzewem i ukryłem twarz w kolanach. Po moim policzku sunęła słona łza, a zaraz po niej druga i trzecia...- Meto... Przepraszam! - krzyknąłem łkając z bólu, który nękał mój umysł już od dłuższego czasu. Moje powieki powoli zaczynały mi ciążyć... Zasnąłem w porannym mrozie, nie zważając na nic. To był moment, w którym wreszcie mogłem zapomnieć- wreszcie mogłem ukoić swój ból i lęk przed następnym dniem...
***
- Tsuzu-chan... Tsuzu-chan... - usłyszałem cichy, wystraszony męski głos po mojej lewej stronie. Znajomy mi głos... - Tsuzu-chan... Odezwij się... Słyszysz mnie? - Westchnąłem cicho, obracając głowę w stronę kochanka. Otworzyłem oczy i ujrzałem jego pobladłą, zmartwioną twarz. Meto widząc, że zareagowałem na jego głos, wpadł w moje ramiona tak, jakbym właśnie wybudził się z jakiejś naprawdę długotrwałej śpiączki. Moje serce zabiło szybciej, jednocześnie powoli ogrzewając moje zimne ciało.
- Jak mnie tutaj znalazłeś?- wyszeptałem. W tej chwili tylko to jedno pytanie krążyło mi po głowie.
- Zawsze tutaj przychodzisz, kiedy jesteś przygnębiony. Zresztą ja także... - perkusista nawet się nie poruszył. - Tsuzuku - zaczął - co ty do cholery robisz? Czy ty wiesz, że mogłeś tutaj zginąć, prawda? - ciemnowłosy niespokojnie się podniósł i spojrzał na mnie pełnym współczucia, zatroskanym wzrokiem.
- Wiem. - odparłem jednym słowem, spuszczając z pokorą głowę w dół. Jego oczy momentalnie zrobiły się szkliste i wielkie z niedowierzania.
- Ale... Dlaczego? Czemu ty mi to robisz?
- Bo to wszystko nie ma już sensu. Zniszczyłem najpiękniejszą miłość, jaka spotkała mnie w życiu. - chłopak stanął nade mną jak wryty i obserwował moje drgające z zimna ręce.
- Przepraszam - mruknął cicho, a spod jego lewej powieki wydostała się drobna łezka. - To moja wina. Proszę cię, nie bądź na siebie zły, to moja wina! To nie ty zawiniłeś...
- Nawet, gdybyś próbował mnie pocieszyć, to nic byś nie wskórał. Moje cierpienie jest ponad twoje siły... A ja sam nie chcę cię już więcej zranić. - wydukałem cichym, niespokojnym głosem. Mężczyzna stał przy mnie bez ruchu i prawdopodobnie analizował wszystkie moje słowa.
Dopiero teraz poczułem, jak bardzo jest mi zimno. Moje ręce drżały w chłodzie otoczenia i mojego ciała, zimny oddech owiewał własną twarz, a sine usta nie wyrażały w tej chwili żadnych uczuć. Jedynie ciepło chłopaka objęło mnie w swoje pole rażenia, podtrzymując pełną świadomość.
- Chciałbym... - Odezwałem się po chwili. - Chciałbym powiedzieć, że cię kocham. Chciałbym powiedzieć te słowa i udawać, że nic się nie stało. Jednak ja tak nie potrafię... - Meto wzdrygnął się i popatrzał na mnie... Ciepło? Tak, jego spojrzenie było ciepłe, a wręcz gorące. Znów rozpalało mój umysł.
Trwaliśmy w ciszy, która zdawała się być bezkresna. Perkusista zwykle uwielbiał dużo mówić...
Nagle poczułem na swoich ustach ciepły oddech kochanka, a zaraz po nim- delikatny, motyli pocałunek.
- Ja również chcę powiedzieć "kocham cię" - uśmiechnął się kącikami ust i usadowił się na moich udach. - Podobno słowa te są nader banale... Jednak wyrażają tak wiele, prawda? - rzekł, po czym znów delikatnie mnie pocałował. Moje serce biło tak szybko, jakby zaraz miało połamać wszystkie moje żebra i przebić się przez klatkę piersiową. Chłopak wsunął swoje ciepłe ręce pod moją koszulkę, w celu ogrzania mojego torsu.. Po chwili przyległ do mnie całym ciałem, a twarz ukrył w zagłębieniu pomiędzy moją szyją a delikatnie osuniętą, czarną kurtką.
Poczułem się...
... Bezpiecznie...
- Już cię więcej nie stracę, słyszysz? - wyszeptał troskliwie i musnął opuszkami palców lewej dłoni moją brodę i policzek.- Nigdy...
***
Minęły już trzy miesiące od tamtego dnia. Nigdy nie myślałem, że to wszystko potoczy się właśnie tak; nie myślałem, że wpadnę w takie bagno, że stracę wszystko, a później jak w jakiejś książce dla nastolatek odzyskam za sprawą miłości drugiej osoby. Wprawdzie to była wspólna wina... Zdradziłem Meto, bo Koichi upił mnie na imprezie swojego przyjaciela, Ryogi, który wykazywał do mnie duże zainteresowanie. A że Meto kazał mi się rozluźnić i uciec od pracy... Taki troskliwy, jednak najlepiej nie wyszło. Cóż... Ważne, że w chwili obecnej jesteśmy razem- jednak nie tak, jak nastolatkowie w gimnazjum. RAZEM, tworząc prawdziwy związek, oparty na dwustronnej miłości; staliśmy się oddanymi partnerami, kochającymi się, takimi, którzy potrafią się zrozumieć bez słów.
Tego zawsze chciałem.
Być razem z Meto... i powiedzieć mu wreszcie, że go KOCHAM.
~ Akai